Artykuły

Jedynie miłość uzdrawia

Wielu z nas mówi, że pragnie świata harmonii, pokoju i miłości. Ale jak wielu z nas bierze odpowiedzialność, by w takich częstotliwościach żyć już teraz, nie czekając aż zmienią się inni? Przejście z gęstości trójwymiarowego świata opartego na oddzieleniu i lęku do częstotliwości Nowej Ziemi (przez niektórych nazywanej rzeczywistością 5 D) nie odbywa się przez opór i walkę. To są metody świata 3D, które się nie sprawdziły. Jedynym rozwiązaniem jest miłość, tak wielka miłość, że obejmie nawet tych, z którymi do tej pory się nie zgadzaliśmy oraz wszystkie uczucia, które w sobie wyparliśmy.

Co ma miłość do szczepionek i 5 G?
Chcę podać pewien przykład. Od pewnego czasu obserwuję ruch antyszczepionkowy oraz ruch przeciwstawiający się stawianiu anten sieci komórkowej 5 G. Choć jestem wdzięczny za pewne ich działania podnoszące świadomość ludzi, to jednocześnie zauważam, że nadal obwiniają one system i innych ludzi za to, co się dzieje. Tym samym stawiają się po jednej stronie barykady. Czy to jest rozwiązanie?

Jeśli spojrzymy na historię, to zobaczymy, że od wieków ustawialiśmy się albo po jednej, albo po drugiej stronie barykady i nigdy nie dało nam to pełnego rozwiązania. Przyczynialiśmy się jedynie do trwania systemu opartemu na lęku i wierze w dualizm. Na fundamentalnym poziomie niczego nie zmieniliśmy, mieliśmy tylko złudzenie zmiany. Wydawało nam się, że kolejna rewolucja, kolejna wojna w imię dobrej sprawy, kolejna wygrana z przeciwnikami politycznymi, kolejne wybory przynoszą jakiś postęp, a one tylko pokazywały, że wygrała jedna strona barykady. Jednocześnie nadal był ktoś, kto przegrał, kogo należało ukarać lub przynajmniej wytknąć palcem i powiedzieć: „Widzisz, to ja mam rację”. Czy naprawdę wierzysz, że udowodnienie swojej racji rozwiązuje problem? Czy nadal ustawiasz się w pozycji wyższości wobec tzw. nieświadomych i najchętniej w ogóle byś się ich pozbył? Czy nie jest to przypadkiem tym samym, co robią tzw. nieświadomi?

Wierz mi, nie popieram ani Billa Gatesa z jego agendą zmniejszenia populacji świata za pomocą szczepionek, ani polskiego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który zapowiada konieczność zaszczepienia się wszystkich na koronawirusa, jak tylko będzie szczepionka. Jednocześnie widzę, że uznanie ich za moich wrogów i próba obalenia albo przekonania do swoich racji niczego nie zmieni. Jedyna prawdziwa zmiana może się dokonać przez Miłość. Bo Miłość obejmuje wszystko, uzdrawia wszystko, ufa wszystkiemu, a zatem – natychmiast przekracza wszystko (Droga Przemiany, Lekcja 6).

Dlaczego Miłość jest jedynym, co może dokonać zmiany? Ponieważ uwalnia nas od złudzenia konfliktu i lęku, i przypomina nam, że istnieje tylko JEDNA MOC we wszechświecie. Dopóki boimy się 5 G, antydemokratycznych działań rządu, wirusów lub szczepionek na wirusy, to nadal wierzymy w konflikt. Nasz umysł jest wówczas rozszczepiony. Nie mamy mocy lub ściślej mówiąc – używamy nieskończonej mocy Boga, by wierzyć w słabość.

Czy Bóg ma przeciwnika?
Ostatnio ktoś napisał do mnie w emailu: „Na ziemi jest niestety ciągła walka pomiędzy Bogiem i jego przeciwnikami. Zło chcę nas zniszczyć i przy koronawirusie mamy do czynienia z podstępnym planem przymusowego zaszczepienia wszystkich ludzi. W szczepionce, która będzie miała skutki uboczne, będzie również czip, który nas będzie kontrolować, nami sterować i nas niszczyć”.

Abstrahując od zamiarów pomysłodawców szczepienia wszystkich ludzi na koronawirusa, spójrzmy przez chwilę na przekonanie na temat walki Boga z jego przeciwnikami: Czy rzeczywiście na Ziemi toczy się taka walka? To przekonanie wydaje się bardzo silne nie tylko u ludzi religijnych, ale i u wszystkich ludzi walczących o tzw. słuszną sprawę. Wydaje im się, że jak dobro zwycięży zło, to wszystko będzie dobrze. Czy aby na pewno? A może takie myślenie tylko podsyca iluzję dualizmu? Może cała idea walki z systemem tylko uzasadnia jego prawdziwość i nadaje mu moc? Może walka dobra ze złem jest największą iluzją wymyśloną po to, żeby gra w dobro i zło toczyła się dalej? Może wiara w konflikt Boga z diabłem jest naszą próbą tworzenia Boga na swoje podobieństwo – Boga będącego w konflikcie z samym sobą…

A może Bóg jest zupełnie inny? A może my jesteśmy zupełnie inni? Może naprawdę istnieje jedna Moc, której nic nigdy nie może się przeciwstawić, a my możemy doświadczyć tej Mocy w sobie? Jest oczywiste, że nie będziemy w stanie doświadczyć jednej mocy, dopóki wierzymy w inną moc niż my sami, dopóki oddajemy tę moc jakiemu „złu” na zewnątrz nas.

A może zło nie jest tym, czym się wydaje? Może tzw. zło jest tylko naszą własną nieświadomością? Do tej pory jako ludzkość projektowaliśmy zło na zewnątrz i wierzyliśmy, że ktoś ciągle nam coś robi. Budowaliśmy własną „niewinność” w oparciu o wypychanie winy na zewnątrz. I tak raz diabeł był winny, bo nas do czegoś podkusił. Innym razem wirus był winny, bo zaatakował ciało. Innym razem pogoda była winna, bo padał deszcz, gdy chcieliśmy słońca. Innym razem tata i mamy byli winni, bo wpoili nam nieświadome nawyki. A teraz może Bill Gates, Kaczyński i Szumowski są winni, bo narzucają nam obraz świata, którego nie chcemy. Czy widzisz, że umysł ludzki robi wszystko, żeby nie wziąć odpowiedzialności za siebie samego?

Zakończenie gry
A może czas już zakończyć tę grę? Proponuję, żebyś zatrzymaj się teraz na chwilę i rozważył w swym sercu następujące pytania:
– A może nasze dusze naprawdę wybrały przyjście na taki świat i budzenie się w takich warunkach?
– A może zło, które widzimy w innych, nie jest tak naprawdę w innych, tylko w nas samych, skoro nadal na nie reagujemy?
– A może nadszedł czas, by „przytulić diabła” i w ten sposób odebrać mu iluzoryczną moc, jaką daliśmy mu w swoim własnym umyśle?
– A może czas, byśmy objęli wszystkie nieukochane aspekty nas samych tak bezwarunkową miłością, że nie pozostanie nic poza miłością w naszym doświadczeniu?

Nie zrozum mnie źle. Nie mówię o potulnym zgadzaniu się na działania władz w związku z 5G czy przyszłą szczepionką na koronawirusa. Mówię jedynie o tym, że jest możliwe doświadczenie mocy bez przeciwieństwa, gdy już w swoim umyśle nie wierzymy w przeciwieństwo. W jaki sposób tego dokonać? Możemy to zrobić już teraz spotykając się ze swoim lękiem, czując go w swoim ciele (zamiast tworzyć wrogów na zewnątrz) i przemieniając w ten sposób swoje wewnętrzne „demony”, tak żebyśmy uświadomili sobie, że nie mają żadnej mocy. Pozór mocy nadawało im nasze widzenie ich na zewnątrz. Gdy przytulamy swoje demony, ich zagrażająca „moc” okazuje się czystą iluzją. I wówczas pozostaje tylko miłość. A my możemy działać z mocą, z jaką nigdy nie bylibyśmy w stanie działać w trybie walki.

Uwielbiam podawać przykład Jezusa, do którego przyprowadzono kobietę cudzołożną i zapytano, co on by z nią uczynił, bo prawo żydowskie kazało ją ukamienować. Co zrobił Jezus? Siedział i pisał na piasku, podczas gdy wokół niego szalał rozwścieczony tłum. Gdyby od razu wstał i zareagował z poziomu lęku lub gniewu, myśląc, że tłum może zrobić coś kobiecie lub jemu, to prawdopodobnie zginęłaby kobieta i on sam również by oberwał. Zamiast tego, wziął głęboki wdech i zajął się wpierw „przytuleniem swoich demonów”. Pozwolił sobie poczuć, co czuło ciało, nawet jeśli było to chwilowe napięcie, a gdy już się odprężył w tym, co jest, i przypomniał sobie, że nie ma żadnej siły na zewnątrz niego, wówczas wstał i wiedział już, co ma uczynić. Nie walczył z tłumem, ale powiedział jedyną rzecz, jaką można było wtedy z Ducha powiedzieć: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Jezus nie bał się, że ktoś rzuci w nią kamieniem. Ponieważ on sam wpierw wziął pełną odpowiedzialność za sytuację, mógł to samo zrobić z tłumem: pokazać im ich własną odpowiedzialność. Nie wypowiedział owych słów z poziomu koncepcji czy wyuczonej duchowej wiedzy. Wypowiedział je ze świadomością mocy, której nic nie mogło się przeciwstawić. I tak oto wszyscy prześladowcy się rozeszli, jeden po drugim, i został tylko Jezus i kobieta.

Co teraz?
Do tej pory wiele ludzi zadowalało się stanem „nie jest tak źle” i dość leniwie zajmowało się swoim rozwojem i podążaniem za pragnieniem duszy. Teraz już się tak nie da. Nie możemy przejść obojętnie obok tego, co się dzieje. Stoimy na rozstaju dróg. Wielu z nas już wybrało podążanie drogą światła. Wielu niedługo wybierze. Choć obserwujemy, że na świecie rośnie konflikt i lęk, to dobrze jest pamiętać, że dzieje się tak tylko dlatego, że jest również więcej światła. A w świetle do świadomości dochodzą rzeczy, które dotąd były ukryte. Nie da się dłużej kłamać. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że cały system społeczno-polityczny, religijny, ekonomiczny i medialny był oparty na sztucznym podtrzymywaniu konfliktu i lęku po to, aby ludzie nie myśleli samodzielnie, aby byli posłuszni systemowi i nie realizowali swojego twórczego potencjału. Ten stary zbutwiały system jednak się rozpada i ostatnimi resztkami sił próbuje zachować status quo. Dlatego może się wydawać, że okoliczności zewnętrzne ulegają pogorszeniu. Nie dajmy się oszukać pozorom. Decyzja, w jakim świecie chcemy żyć, należy do nas. System nie może nam narzucić niczego. Nie ma takiej mocy. To my jako dusze zgodziliśmy się na wejście do takiego systemu, żeby uczestniczyć teraz w jego wielkim demontażu i w wielkim przebudzeniu ludzkości.

Demontaż systemu dokonuje się nie poprzez walkę i lęk, które były częścią systemu, lecz poprzez miłość. A miłość idzie w parze z wzięciem pełnej odpowiedzialności za swoje myślenie, postrzeganie i odczuwanie. Jeśli chcemy iść drogą miłości, nie możemy obwiniać świata ani innych ludzi za to, co się dzieje. Świat zewnętrzny nigdy nam niczego nie robił, a jedynie odzwierciedlał nasze myśli. Możemy więc wybrać porzucenie swoich własnych osądów na temat świata i myślenie tylko miłujących myśli. Możemy skupić się na częstotliwości miłości zamiast na lęku. Możemy przytulić nasze demony, obejmując wszystko, co wydaje się nie być miłością w nas samych, czując to, oddychając z tym, akceptując to i w ten przemieniając naszą własną ciemność w światło. Możemy już teraz kroczyć po świecie 5 D, na Nowej Ziemi, łącząc się z tymi, którzy czują podobnie zamiast z tymi, którzy chcą podtrzymywać stary paradygmat myślenia. Droga jest łatwa i nie wymaga wysiłku. Wymaga tylko naszej chęci – naszego przyzwolenia na na Miłość, na Nowy Świat, na Nową Świadomość.

P.S. Zdjęcia wykorzystane w artykule: Cecile Carre.