Artykuły

Nieuwarunkowany umysł

Nieuwarunkowany umysł chodzi swoimi ścieżkami, słucha jedynie serca i kwestionuje wszystkie wyuczone przekonania. Uwarunkowany umysł z kolei robi to, czego go nauczono, słucha swojego intelektualnego umysłu i wierzy w prawdziwość własnych przekonań.

Uwarunkowany umysł nie wie, że jest uwarunkowany. Nie ma pojęcia, czym jest wolność umysłu. Myśli, że jest wolny, bo może w miarę swobodnie się poruszać lub mówić, co chce, lub myśleć tak, jak chce, lub zadawać się, z kim chce. Nie zdaje sobie sprawy, że to, gdzie się porusza, to, co mówi, to jak myśli i to, z kim się zadaje, jest uwarunkowane tym, czego nauczono go w przeszłości. Nie wie, że nie żyje swoim życiem, lecz życiem swoich rodziców i nauczycieli. Zapomniał, co to znaczy słyszeć swoją duszę czy podążać za sercem. Czy można to odwrócić?

Pierwszym krokiem do wyzwolenia jest rozpoznanie własnego uwarunkowania. Wystarczy się zatrzymać i zapytać samego siebie:

Gdzie się nauczyłem tego, co w tej chwili myślę?
Czy to, co robię, wypływa z impulsu duszy, czy robię to dlatego, że nauczono mnie, że tak trzeba, bo tak robią wszyscy?
Czy myślę własne myśli, czy też powtarzam jedynie myśli nauczyciela ze szkoły podstawowej, bohatera z bajki czy filmu, ulubionego dziennikarza czy polityka lub nawet nauczyciela duchowego?

Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z subtelnych form indoktrynacji, jakimi poddawani byli od dzieciństwa. Na początku nasiąkali nieświadomymi przekonaniami rodziców i nauczycieli, którzy mówili im, co wolno, a czego nie wolno i uczyli, jak dostosować się do ogólnie przyjętych norm systemu społecznego. Wszystko, czego nauczyli się od swych bezpośrednich opiekunów, było następnie wzmacniane przez pozornie niewinne bajki, filmy fabularne, czy informacje podawane w mediach, których celem nie było przekazywanie prawdy, a jedynie granie na emocjach i kształtowanie określonego z góry obrazu rzeczywistości. I tak powstał „homo civicus”, posłuszny obywatel systemu.

Posłusznymi obywatelami bardzo łatwo manipulować za pomocą lęku i opierania się na tzw. autorytetach. Klasycznym tego przykładem jest dezinformacja, z jaką mamy do czynienia w związku z koronawirusem. Osobiście przestałem wierzyć w cokolwiek, co mówią media, i to nie tylko media głównego nurtu. Według mnie najlepszym źródłem wiedzy jest własne serce, a nie to, co mówią inni. Nawet jeśli słuchamy innych, to zawsze dobrze jest pytać się w swoim wnętrzu: „Czy to rezonuje ze mną? Czy sam powiedziałbym tak samo z głębi swej duszy?”

Moja droga porzucania uwarunkowań umysłu i słuchania własnego serca zaczęła się od treningu umysłu Kursu Cudów, który polegał m.in. na kwestionowaniu i oduczaniu się tego, w co uwierzył intelektualny umysł. Później przyszła kolej na poczucie wypartych emocji oraz naukę rozpoznawania sygnałów z ciała, które – jeśli na to pozwalamy – mogą nas poprowadzić wprost do tego, czego pragnie nasza dusza. Zewnętrznym odzwierciedleniem całej tej drogi było dla mnie powolne rezygnowanie z wielu nawykowych zachowań, odprężanie się w tym, co jest, i wsłuchiwanie się w wewnętrzną Ciszę.

Podam kilka przykładów konkretnych działań, których podjąłem się w ostatnich paru latach. Dwa lata temu przestaliśmy z moją żoną Marią oglądać filmy fabularne, nawet dotychczas lubiane przez nas filmy transformacyjne, później oddaliśmy telewizor, następnie usunęliśmy się z facebooka i ograniczyliśmy nasze korzystanie z internetu oraz odłączyliśmy się od tuby propagandowej różnych kanałów informacyjnych. To wygaszanie zewnętrznych bodźców nie było działaniem przemyślanym, lecz spontanicznym i naturalnym, tak jakbyśmy byli z Ducha proszeni, by to zrobić; lub tak, jakbyśmy nagle – z dnia na dzień – po prostu nie mogli już robić tego, co robiliśmy wcześniej. Tego typu wyciszenie sprzyjało naświetlaniu kolejnych nieświadomych przekonań, uwalnianiu resztek uwarunkowania umysłu i odkrywaniu tego, czego nasze dusze naprawdę pragną. A pragnienie duszy wykracza daleko poza to, co mówi system. Nie skupiamy więc już naszej uwagi na systemie. Nie próbujemy się do niego dostosować ani też z nim walczyć. Po prostu robimy swoje: porzucamy własne niedziałające już wzorce myślenia i koncentrujemy się na tym, jak chcemy się czuć i czego chcemy doświadczać.

Jednocześnie zobaczyliśmy, że nie możemy osądzać sposobu postrzegania innych ludzi. Uświadomiliśmy sobie bowiem, że u podstaw każdego uwarunkowania leży suwerenna decyzja duszy, by przejść określone doświadczenie. W tym sensie nikt nie jest ofiarą systemu. Nawet niewolnik jest niewolnikiem dobrowolnym. Można powiedzieć, że gdzieś poza czasem my sami stworzyliśmy ten system, by pobawić się na chwilę w grę zapomnienia. I każdy z nas ma moc, by podjąć decyzję o zakończeniu gry, ale może też zdecydować, by trwać w niej nadal. System społeczny nie jest jakimś zewnętrznym tworem narzucającym nam swoją wizję świata. Jest on tylko odzwierciedleniem naszej własnej nieświadomości, zewnętrznym obrazem wewnętrznego stanu. I w każdej sekundzie możemy zdecydować, że chcemy zobaczyć inny świat – świat, który jest odzwierciedleniem duchowych praw miłości, pokoju, radości i współpracy.

Czy ludzie świadomi powinni biec z pochodnią i nawracać ludzi na tzw. właściwą drogę? Bynajmniej. Według mnie nie ma czegoś takiego, jak właściwa droga. Jest po prostu droga. I jest wybór. W każdej chwili każdy z nas wybiera miłość albo lęk. Nie jesteśmy odpowiedzialni za wybór innych ludzi, lecz za swój własny. Oczywiście dokonując wyboru w swoim umyśle, przyciągamy do siebie doświadczenie, które jest odzwierciedleniem częstotliwości, którą wybraliśmy. Przyciągamy też ludzi, którzy chcą tego samego. Nie niesiemy pochodni, ale sami stajemy się pochodnią. Wokół nas zaś automatycznie pojawiają się ludzie, którzy myślą i czują podobnie. I w ten sposób Nowa Ziemia – mocą naszej decyzji – objawia się na naszych oczach dokładnie tu, gdzie jesteśmy.