Artykuły

Nawigacja Serca

Oparcie życia na intelektualnym umyśle oznacza kombinowanie zamiast tworzenia, wysiłek zamiast zabawy, konflikt zamiast pewności, układanie planów i celów zamiast przyzwolenia na życie w stanie łaski i przepływu. A wszystko dlatego, że intelektualny umysł nie ma wystarczającej ilości danych, aby kierować naszym życiem. On nie został zaprojektowany, by wiedzieć, a jedynie przetwarzać dane płynące od przebudzonego serca. Ale zanim powiem o „nawigacji serca” spójrzmy przez chwilę na nasz „poczciwy umysł”.

Jak nabraliśmy się na matriksową grę umysłu?
Dobrze jest pamiętać, że sami zaprojektowaliśmy grę w czasie i przestrzeni tak, aby chwilowo utożsamić się z umysłem (na potrzeby tego artykułu będę utożsamiać umysł z „intelektualnym umysłem”, mając świadomość, że istnieje też szersze znaczenie słowa „Umysł”). Dzięki temu mogliśmy zacząć doświadczać całego spektrum ograniczeń i emocji. To właśnie emocje pozwoliły nam uwierzyć w nasze myśli i zatrzymać je w ciele w postaci nieświadomych wzorców i przekonań. Tak stworzyliśmy ów lunapark zwany ludzkim doświadczeniem.

Nie ma tu żadnych winnych. Po prostu wymyśliliśmy sobie grę, w której będziemy udawać, że nie pamiętamy, kim jesteśmy. Żeby gra była ciekawa i ekscytująca, trzeba było się upewnić, że zapomnimy, iż to tylko gra. Kluczową rolę w tym zapomnieniu odegrało utożsamienie z umysłem.

Nie ma więc potrzeby demonizować umysłu, który umożliwił nam ową zabawę w chowanego i wszystkie związane z nią doświadczenia. Możemy wręcz się docenić za tak dobre schowanie się przed samym sobą, za tak misterne zaplątanie w grę umysłu, że całkowicie w nią uwierzyliśmy. A to dopiero mistrzostwo! 😉 Staliśmy się mistrzami ograniczenia. Nie lekceważmy stopnia, w jakim zaplątaliśmy się w tę grę, gdyż nawet większość ludzi zajmujących się obecnie rozwojem duchowym, nie zdaje sobie sprawy, że robi to z perspektywy umysłu. Wyplątanie się z gry umysłu wymaga zupełnie innych narzędzi, których umysł nie zna. Inaczej mówiąc: umysł nie może sam wyplątać się z gry, choć na niezliczone sposoby próbuje.

Zanim powiemy o tym, jak wyplątać się z gry, spójrzmy przez chwilę na to, na czym ta gra polega.

Gra w „niewiedzenie”
Jeszcze do niedawna ogromna większość ludzkości była zanurzona we śnie polegającym na ślepej wierze w swoje myśli. Nasze decyzje o edukacji, założeniu rodziny, wyborze pracy, kupnie domu, wchodzeniu w relacje z ludźmi, dbania o zdrowie i dietę, a nawet o rozwoju duchowym podejmowaliśmy w oparciu o to, czego nauczyliśmy się od rodziców, opiekunów i szkolnych nauczycieli, którzy w znakomitej większości utożsamiali się ze swoim umysłem i jego myślami. Innymi słowy uczyliśmy się poruszania w świecie od tych, którzy nie wiedzą, kim są, przyswajając ich nieświadome programy jako swoje. Podstawowym programem było: „nie wiem”. Nauczyliśmy się więc wątpić. Przestaliśmy ufać intuicji i naturalnym impulsom pochodzącym z ciała. Pogrążyliśmy się w myślach. I zapomnieliśmy, co to znaczy naprawdę CZUĆ SIEBIE.

Program „niewiedzenia” i wątpliwości gwarantował nasze przywiązanie do matriksa świata. No bo skoro nie wiesz, to jesteś słaby i można tobą manipulować. Można cię przekonać, że tylko informacje dostarczone z zewnątrz zapełnią ów wyimaginowany brak, ową pustkę i sprawą, że wreszcie poczujesz się mocniejszy i lepszy. I tak uzależniliśmy się od świata, szukając w nim potwierdzenia lub uzupełnienia tego, czym jesteśmy. Pewnie zauważyłeś, że niezależnie od tego, jak bardzo się starałeś znaleźć odpowiedź w świecie, to się nigdy nie zadziało. Z prostej przyczyny: odpowiedzi nie ma w świecie. Ona jest w tobie. Ale o tym za chwilę.

Na razie zauważmy prostą zależność: Niezależnie od tego, ile informacji nasz umysł pobierze od świata, nadal nic nie wiemy i nadal czujemy się niespełnieni. I właśnie dlatego umysł jest ciągle nienasycony i nieustannie szuka: Może ten związek przyniesie mi szczęście; może ta praca mnie zaspokoi, może ta podróż zapewni mi radość albo ta książka dostarczy mi brakującą informację. I tak dalej, i tak dalej. Oto niekończąca się podróż, w którą wysyła cię ego. Bylebyś szukał, lecz nie znajdował. Na tym właśnie polega gra umysłu.

Warto zauważyć, że zwątpienie w siebie to forma lęku. Gdy bowiem wątpisz w siebie, to nie podejmujesz decyzji z poziomu pewności, miłości do siebie i poczucia spełnienia. Jesteś jak statek bez sternika, miotany kolejami losu. Nie masz na nic wpływu, możesz się jedynie bronić przed tym, co rzekomo ci zagraża, nieustannie łudząc się, że umysł wykombinuje najlepsze dla ciebie rozwiązanie. Umysł jednak nie wie, co jest dla ciebie najlepsze, gdyż – tak jak powiedzieliśmy na początku – nie ma wystarczających danych. Umysł jest jak majtek na statku, który udaje, że jest sternikiem, choć nie ma pojęcia, co robi, skąd przybywa ani dokąd zmierza. Nie ma też żadnej mapy do nawigacji po oceanach życia.

Większość z was pewnie przeczuwa, że nadszedł już czas, by uwolnić uwięzionego gdzieś w kajucie sternika – wasze serce – i pozwolić mu objąć stery, zanim wasz statek się rozbije.

Wyplątanie z umysłowego matriksa
Matriks z „majtkiem umysłu” u sterów to nie tylko życie wielu z nas do tej pory. To także sposób, w jaki działa cały system matriksa. Utożsamienie z myślami i oddalenie od serca było gwarantem przetrwania „starego świata 3D” . Coraz więcej z nas zaczęło jednak zauważać niedoskonałości takiego systemu i rozpoznawać, że matriks to tylko gra, która w dodatku wcale nam już nie służy. Zaczęliśmy się budzić.

Pierwszym krokiem do wyplątania czy też „wykliknięcia” się z systemu jest oczywiście poluzowanie i zakwestionowanie wiary we własne myśli oraz zaprzestanie opierania swego życia na intelektualnym umyśle. Skoro bowiem matriks opiera się na zapatrzeniu w umysł, to puszczenie tego utożsamienia automatycznie prowadzi do uwolnienia. Drugim krokiem jest przejście na nowy sposób życia, w którym centrum zarządzania staje się Serce. Kroki te wydają się oczywiste, choć nie zawsze są łatwe do podjęcia dla umysłu, który tak długo trwał w nałogu myślenia. Tematem tym zajmowaliśmy się głębiej na webinarach Przebudzone Serce, Uwolniony Umysł.

Powiedzmy teraz o tym, jak praktycznie zmienia się nasza relacja z systemem matriksa, gdy odpuszczamy umysł i zaczynamy polegać na Sercu. Najprościej mówiąc, przestaje nas interesować to, co system ma do zaoferowania. Zmaganie o byt przestaje mieć sens, pęd za osiągnięciami traci swój powab, telewizyjne reklamy lekarstw staja się czymś surrealistycznym, a medialne programy informacyjne i rozrywkowe wydają się jaką sztuczną grą w udawanie. Nie mamy ochoty spotykać się z tymi samymi ludźmi i robić tych samych rzeczy, co wcześniej. Światowe dramaty wyolbrzymiane przez media wydają się czymś odległym, niczym echo dawnego, ledwo pamiętanego życia. Nasze zachowanie staje się coraz bardziej nieschematyczne, spontaniczne, a przez to nieprzewidywalne. Nie da się nas już zaszufladkować w dawne społeczne ramy. System nie ma narzędzi, za pomocą których mógłby nas namierzyć. No bo skoro weszliśmy w serce, a system opiera się na umyśle, to nadajemy na zupełnie innych falach. Rozpoczęliśmy nową grę, nową zabawę, w której podejmujemy decyzje z serca, a nie z głowy. Choć matriks może nadal próbować nas wciągnąć do gry w „wymyślone” potrzeby i urojonych wrogów, to potrafimy już patrzeć na wskroś tych iluzji. Żyjemy życiem, jakiego zawsze pragnęliśmy. Jesteśmy wolni.

Gdy w ten sposób stajemy się Sobą, jest oczywiste, że matriks i ludzie do niego przywiązani, przestają nas rozumieć. Tak jak my nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co płynęło z Ducha i z serca, dopóki wierzyliśmy w swoje myśli, tak i ludzie trzymający się starego sposobu myślenia albo w ogóle nas nie widzą, albo przynajmniej przestają nas rozumieć, ponieważ nadajemy na zupełnie innej częstotliwości. I to jest w porządku. Może to nie być początkowo łatwe, gdy w grę wchodzą bardzo bliskie relacje, ale gdy uczymy się patrzeć na ludzi z poziomu duszy, a nie z ego, to potrafimy też dać im wolność, by postrzegali i myśleli tak, jak sami zdecydują, nawet jeśli w niektórych przypadkach oznacza to, że nasze drogi się rozejdą.

Nawigacja serca jako dostrojenie do wewnętrznej pewności
Powiedzmy teraz, na czym polega nawigacja serca. Jest ona odwołaniem się do wewnętrznego „wiedzenia”, czyli takiego stanu, w którym polegamy na tym, co w głębi siebie czujemy zamiast na tym, co podpowiada nam intelektualny umysł i świat dookoła nas, czyli wszystko to, czego nauczyliśmy się w przeszłości.

Owo „wiedzenie”, czy też „poznanie” jest zwykle całkowicie przeciwstawne do ludzkiego myślenia, dlatego umysł na początkowym etapie przechodzenia na nawigację serca może jeszcze wątpić i próbować wtrącić swoje trzy grosze. Przychodzi jednak taki moment, kiedy nawet umysł harmonijnie dostraja się do przebudzonego serca i zaczyna mu służyć.

Oto najprostszy sposób sprawdzenia, czy kierujemy się jeszcze starym sposobem myślenia, czy też przeszliśmy na nawigację serca:

Czy nasze decyzje wynikają z lęku czy miłości?

Jeżeli główkujemy, wątpimy, kombinujemy, roztrząsamy, wysilamy się, emocjonujemy, to najprawdopodobniej podejmujemy decyzję w stanie lęku. Jeśli czujemy w sobie wewnętrzny spokój i niewytłumaczalną dla intelektu pewność co do obranego kierunku – niezależne od zewnętrznych okoliczności – to najprawdopodobniej właśnie posłuchaliśmy serca i działamy z miłości.

W nawigacji serca nie tyle chodzi o pozytywne emocje wobec kogoś czy czegoś – choć mogą one występować – co bardziej o wewnętrzną pewność. Nie jest to egotyczna pewność zbudowana na fałszywych danych pochodzących ze świata. Jest to raczej pewność płynąca z ducha. Nie da się tego opisać słowami. Można tego tylko doświadczyć. Dla umysłu tego rodzaju pewność może się wydawać nierozsądna. Jednak nie ma nic bardziej rozsądnego niż poleganie na sercu, gdyż serce ma dostęp do znacznie szerszego zasobu danych niż umysł. Gdy otwieramy serce, może do nas swobodnie płynąć wiedza z całego wszechświata, która jest wiedzą o naszej Boskości. Tak naprawdę ona nie płynie gdzieś z zewnątrz, ale z wnętrza nas samych.

I tak zamiast poszukiwać umysłem tego, czym jesteśmy lub zastanawiać się, co mamy zrobić, możemy to po prostu WIEDZIEĆ. Bóg w nas już zna odpowiedź na wszelkie pytania. Nawigacja serca jest dostrojeniem do tej Odpowiedzi, do owego duchowego GPS-a jakim jest Pole Światła, Mocy i Miłości, które moglibyśmy nazwać Duchem Świętym lub Polem Tachionowym czy też Polem Wszystkich Możliwości.

Jak dostroić się do owej Odpowiedzi, czyli przekroczyć opór umysłu i przejść z umysłowego niewiedzenia do wiedzy serca? Mogę podzielić się tym, jak robię to ja: po pierwsze uświadamiam sobie, że wszystko, co jest niepewne, co nie wie, jest iluzją. A po drugie podejmuję decyzję, by skontaktować się z Tym we mnie, co WIE. Zamiast próbować przejść z małego umysłowego „ja” do prawdziwego „Ja”, czyli zamiast tworzyć linii czasowej z jakimś celem w przyszłości, zaczynam od końca, czyli od założenia, że już jestem tym, czego szukam. Nie robię tego jedynie w sposób mentalny. Pozwalam to sobie POCZUĆ. A następnie otwieram się na to, aby To Coś we mnie, co WIE, co jest PEWNE, żyło poprzez mnie i jako ja.

Nie twierdzę, że opanowałem tę sztukę do perfekcji. Wciąż się uczę i nadal popełniam błędy. Jednak wiem, jak do nich podejść. Nie przejmuję się już nimi, tak jak kiedyś. W pozwoleniu sobie na błąd i nietraktowaniu go – i siebie zarazem – tak bardzo na poważnie jest również zawarta bardzo cenna lekcja. Gdy wcześniej traktowałem swoje błędy na poważnie, to chciałem je ukryć, co oczywiście było formą lęku. Kiedy jednak przestałem się ukrywać i wydobyłem swoją ciemność spod dywanu, zacząłem się śmiać. Okazało się, że nie było w niej nic strasznego. W samym środku mojej ciemności odkryłem światło.

Jak to działa w praktyce?
Powiedzmy trochę więcej o mechanice nawigacji serca, czyli o tym, jak to działa w praktyce. Już częściowo o tym wspominałem, mówiąc o poleganiu na owej Odpowiedzi, na owym wewnętrznym „wiedzeniu”. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie dla wszystkich może być to jasne, gdyż wymaga to doświadczenia wymykającego się całkowicie umysłowemu pojmowaniu. Teraz powiem o kilku innych aspektach nawigacji serca, które jest nieco łatwiej „namierzyć” i określić. Mam na myśli:
– świadome użycie wyobraźni,
– bycie w kontakcie z impulsami ciała,
– integracja ducha, umysłu i ciała,
– podchodzenie do wszystkiego z zaciekawieniem i zadziwieniem,
– życie w stanie wdzięczności oraz
– podążanie za pragnieniem serca.

Powiem teraz krótko o każdym z nich. Gdy mówię o wyobraźni, nie mam na myśli tylko mentalnych wyobrażeń, ale otwartość na taką wyobraźnię, w której obrazy i wizje połączone są z uczuciem. Tak rozumiana wyobraźnia pomaga wyjść poza wątpliwości umysłu, poczuć energię, a nawet świadomie nią poruszać. Temat mocy wyobraźni zaczęliśmy eksplorować na webinarach Droga Twórcy, a będziemy go jeszcze bardziej pogłębiać na warsztatach w Gdyni w marcu 2021 r.

O ile otwartość na wyobraźnię, podobnie jak wiele innych anielskich zmysłów, o których nie będę teraz mówił, pomaga wejść w kontakt z impulsami duszy, o tyle świadomość ciała i praktyka obecności pozwala nam poczuć impulsy płynące z ciała. To też ważny element nawigacji serca. Intelektualny umysł nie zwraca uwagi na ciało, chyba że po to, aby poczuć przyjemność lub uniknąć bólu. Gdy natomiast działamy z serca, potrafimy zauważyć, co mówi nam ciało. Czasem jest to sygnałem do określonego działania lub zaniechania działania. Innym razem po prostu skłania nas do głębszego poczucia siebie i przetransformowania tego, co postrzegamy. Gdy jesteśmy w sercu, nawet jeśli świat wokół nas pogrąża się w szaleństwie, zawsze możemy odwołać się do tego, jak się z tym czujemy w ciele, poobserwować to bez osądu i przemienić.

Nawigacja serca nie działa poprzez potępienie czy odrzucenie intelektualnego umysłu. Choć przestajemy na nim polegać jako źródle siły i wiedzy, to nadal możemy go użyć. Nie jest on ani naszym panem, ani wrogiem, lecz narzędziem, którym serce posługuje się z radością. I właśnie temu służy integracja ducha, umysłu i ciała. Więcej o tym mówiłem na wspomnianych już wcześniej webinarach Przebudzone Serce, Uwolniony Umysł.

Kolejnym aspektem nawigacji serca jest podchodzenie do wszystkiego z ciekawością i zadziwieniem, tak jak małe dziecko, które poznaje świat i cieszy się nowymi rzeczami, które odkrywa. Gdy nie traktujemy tego, co widzimy, jako pewnik, jako coś, co już wiemy i znamy, możemy to zobaczyć w nowym świetle, poza zasłoną umysłowych definicji. Zakwestionowanie tego, co umysł myśli, że wie, prowadzi do głębszej wiedzy pochodzącej z serca. Zamiast klasyfikować ludzi i świat, który widzimy, możemy pozwolić, aby odsłonili się nam w całym swoim blasku i pięknie. Możemy na nowo zachwycić się życiem.

I nie zapominajmy o uczuciu wdzięczności. To kolejny ważny aspekt nawigacji serca. Jest to częstotliwość, która pozwala nam się dostroić do wyższych wymiarów, do uczucia miłości i do głębszej wiedzy serca. Bez wdzięczności za to, co nas spotyka, stajemy się jak roboty mechanicznie wykonujące swoje zadania lub jak ktoś, kto wierzy, że jest ofiarą tego, co go spotyka. Gdy natomiast jesteśmy wdzięczni za swoje aktualne doświadczenie, to działamy jak twórcy, którzy mają pełną świadomość tego, że sami wybierają to, czego doświadczają.

Jeśli chodzi o podążanie za pragnieniem serca, to w pewnym sensie jest ono odwrotnością polegania na intelektualnym umyśle. Zamiast mechanicznego życia, w którym poszczególne czynności wykonujemy rutynowo lub na zasadzie walki o przetrwanie, zaczynamy iść za inspiracją, za pasją, czyli najprościej mówiąc: robić to, co daje nam radość. A to zazwyczaj oznacza wyjście poza własną strefę komfortu.

Podam Wam jeden przykład z mojego życia o wychodzeniu poza strefę komfortu i podążaniu za pragnieniem serca. Na początek powiem, że przechodzenie z nawigacji umysłu na nawigację serca trwa już u mnie od kilku lat i jest procesem puszczania fałszywych przekonań oraz uznawania swojej prawdziwej WARTOŚCI, swojej prawdy, swojej Boskości. W tym procesie niejednokrotnie byliśmy z moją żoną Marią w sytuacjach, w której intelektualny umysł podpowiadał jedno, a serce mówiło coś innego, lecz decydowaliśmy się iść za sercem. Jednym z ostatnich tego przykładów było nasze wyprowadzenie się z Warszawy w rejon Karkonoszy parę miesięcy temu. Po ludzku wydawało się to nierozsądne. Umysłowe argumenty były takie: jest środek zimy, wynajmujecie przytulne ładne mieszkanie (które nota bene przyszło do nas również parę lat wcześniej w wyniku podążania za pragnieniem serca), po co się teraz przenosić gdzieś na drugi koniec Polski, zwłaszcza że nie macie pewności co do miejsca docelowego, a jeszcze do tego jesteście z małym dzieckiem? Serce jednak mówiło inaczej: czas wyjść poza swoją dotychczasową strefę komfortu, czas opuścić miasto i pójść tam, gdzie już od jakiegoś czasu z duszy byliśmy przyzywani. I tak też zrobiliśmy.

Obecnie mieszkamy w wynajętym na kilka miesięcy domku około 15 km od Jeleniej Góry i czujemy całymi sobą, że w tym rejonie na ten moment jest nasze miejsce. Zauważamy też, że nie potrafimy myśleć tak jak dawniej. Nie umiemy się martwić. Choć czas wynajmu domku w Karkonoszach powoli dobiega końca, to nie próbujemy umysłem znaleźć rozwiązania. Jesteśmy gotowi do działania, ale jednocześnie w głębi nas pojawia się owo „wiedzenie”, że mamy się jedynie odprężyć w całkowitym docenieniu tej obecnej chwili, a dalsze kroki będą się odsłaniać same. Tak działo się zawsze do tej pory. Gdy sami sobie schodziliśmy z drogi, czyli – zamiast napinać się na osiągnięcie określonego rezultatu – odprężaliśmy się w Duchu, zawsze otwierały się przed nami kolejne drzwi. Nie chodzi tu bynajmniej o bierne czekanie (bo ono też może być formą lęku i sami też kiedyś przez to przechodziliśmy), lecz o takie wyciszenie umysłu, aby wyszedł ponad pole bitwy ludzkich myśli. Dopiero gdy to robimy, możemy skutecznie i pewnie działać w świecie formy.