Opowiadanie o dwóch wirusach i dwóch Ziemiach

Wczoraj, gdy usiadłem z żoną, Marią, do medytacji i zaczęły nam pojawiać się wglądy na temat obecnej sytuacji na świecie i wizje dotyczące przyszłości, Maria powiedziała mi: napisz opowiadanie. I oto, co się pojawiło:
Była sobie Ziemia. Zamieszkiwały ją Boskie Istoty. Wszystkie były cudowne, świetliste i piękne, ale o tym nie wiedziały. Nie pamiętały, kim naprawdę są. Zaczęły doświadczać lęku i uznały go za naturalną część swojego istnienia. Pomyślały sobie, że życie polega na przetrwaniu. Przyszedł jednak moment, kiedy to niektóre z nich zaczęły sobie przypominać swoją prawdziwą naturę. Przypomnienie to było niczym przebudzenie z bardzo realnego i bardzo mrocznego snu. Przebudzone istoty wiedziały, że nie ma się czego bać. Zamiast walczyć o przetrwanie po prostu kochały i były sobą, przypominając innym swoją postawą i zachowaniem, że jest w porządku nie bać się i kochać.
Nie wszystkie istoty jednak chciały się przebudzić. Wiele z nich przestraszyło się, że mogą utracić to, co mają. Utrata lęku oznaczała dla nich utratę ich poczucia rzeczywistości. W związku z rozprzestrzeniającą się jak wirus miłością, pomyślały, że muszą wymyślić coś podobnego do wirusa miłości, co zmusi ludzi do tak wielkiego zaciśnięcia, że nie będą chcieli się przebudzić i wszystko zostanie po staremu. Wymyśliły więc wirusa przerażenia. Taki zwykły lęk był już za słaby. Nie działał tak dobrze, bo ludzie zamiast się bać zaczynali kochać. A gdy zaczynali kochać, nie byli już tak posłuszni. Zaczynali żyć swoim życiem. Trzeba było więc ludzi przerazić i to tak skutecznie, żeby zakończyć cały ten nonsens z miłością.
Bardzo wiele istot zaraziło się wirusem przerażenia. Twórcy tego wirusa nie przewidzieli jednak jednego: że nie będzie działał na przebudzonych. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej wzmógł on ich chęć kochania. I tak to ci, którzy się zawsze bali, bali się jeszcze bardziej, a ci którzy kochali, kochali jeszcze mocniej. Była też grupa wahających się. I tutaj twórcy wirusa przerażenia, wbrew swoim zamiarom, przysłużyli się fali przebudzenia. Teraz wahający się mieli bowiem jasny obraz sytuacji. Lęku nie dało się już dłużej ukryć pod pozorami miłości. Łatwiej więc było im wybrać, którym wirusem chcą się zarazić: wirusem miłości czy przerażenia.
Zarażenie się wirusem miłości było łatwe, ale wymagało wyrzucenia z siebie resztek lęku. Wszystkie wahające się i budzące istoty musiały przejść proces podobny do terapii odwykowej. Wirus miłości nie mógł się w nich w pełni zadomowić dopóki w ich komórkach tkwiła jeszcze pamięć lęku. Pierwszym krokiem w ich „odwyku” było uświadomienie sobie, jak bardzo się bali, i pozwolenie sobie na poczucie tego w ciele. Czasem miotało nimi i szarpało, ponieważ pokazywały im się wyparte ze świadomości wspomnienia i obrazy, które nie mogły zostać uzdrowione dopóki ich nie przytulono, nie zrozumiano i w ten sposób uwolniono.
Niektóre wahające się i budzące istoty chciały się wycofać i wrócić do dawnego sposobu myślenia, ponieważ to, na co patrzyły, nie było wcale lukrowanym doświadczeniem, jakiego się spodziewali po przebudzeniu. Okazało się, że miłość wymagała od nich absolutnej szczerości wobec samych siebie i wzięcia odpowiedzialności za całe swoje doświadczenie. Choć trudno było początkowo zdobyć się na taką szczerość, ponieważ wszystko w ich dotychczasowym wylęknionym życiu było oparte na nieszczerości, to gdzieś w sobie wiedzieli, że nie ma odwrotu. Powiedzieli „tak” i wraz z owym „tak” wszystkie stare zużyte i niedziałające już programy zaczęły być szybko kasowane z ich pamięci. Miłość rozgaszczała się w nich na dobre, a oni coraz bardziej się w niej rozluźniali. Czuli głęboką radość i pokój, które przekraczały całe ich dotychczasowe pojmowanie rzeczywistości. Widzieli wszystko w nowym świetle. Byli „trzeźwi”. Byli zdrowi. Byli przebudzeni.
W pewnym momencie w całym tym szybko postępującym procesie budzenia stało się coś zupełnie nieoczekiwanego: Ludzie zarażeni wirusem przerażenia przestali widzieć przebudzonych. Przebudzeni zaś przestali widzieć przerażonych. Jedni na drugich nie mieli też żadnego wpływu. Przerażeni po prostu nie chcieli zarazić się miłością. Przemykali z głowami wciśniętymi w ramiona, byle tylko nie przejąć tego niebezpiecznego bakcyla miłości. Przebudzeni natomiast nie chcieli zarazić się przerażeniem. W ogóle więc nie zwracali na nie uwagi. Zamiast tego patrzyli w niebo, słońce i chmury i cieszyli się każda chwilą życia, niezależnie od tego, jak by nie wyglądała. Jedna Ziemia, na której do tej pory żyli jedni i drudzy, przestała być jedną Ziemią. W tym samym miejscu, w którym była Stara Ziemia, zaczęła też wyłaniać się Nowa Ziemia. Tak, miejsce było to samo, ale energia zupełnie inna. Ludzie na Starej Ziemi byli zaciśnięci w przerażeniu. Nikt nie mógł im tego odebrać, ponieważ taki był ich wybór. Ludzie na Nowej Ziemi żyli w wolności, miłości i pokoju. Nikt nie mógł im tego odebrać, ponieważ taki był ich wybór. I tak to było.
P.S. Oto link do nagrania tego tekstu.
P.S. Kochani, zapraszam Was na cykl webinarów „Miłość zamiast lęku – w głąb serca, umysłu i ciała”, w których będziemy pozwalać na zarażenie się miłością i odwyk od lęku 🙂 Więcej informacji znajdziesz TUTAJ.