Puścić opór
A co jeśli wszystko jest w porządku w całym stworzeniu? A co jeśli ta chwila jest absolutnie doskonała? „Nie, to niemożliwe” – mówi umysł i dalej gra w grę walki, ucieczki lub zamrożenia. Walczy z tym, co jest, albo próbuje uciec od tego, co jest, albo zastyga w bezruchu, w stanie zamrożenia. Boi się czuć. Wybiera opór przed czuciem.
Opór i uwolnienie
Czym jest opór? Brakiem akceptacji tego, co jest. Jest krystalizacją naszego osądu, utwierdzeniem samych siebie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Jest sposobem, w jakim przeżywamy życie w świecie 3D, dopóki się nie obudzimy i nie rozpoznamy, że można postrzegać inaczej. Przebudzenie jest przypomnieniem, że POKÓJ można znaleźć tylko TU i TERAZ, dokładnie tu, gdzie jesteśmy, niezależnie od okoliczności. I właśnie to się dzieje, gdy „puszczamy” nasz opór.
W jaki sposób można puścić opór? Przez pełne jego poczucie w ciele. Na ogół ludzie nie chcą tego robić, gdyż to oznaczałoby swego rodzaju śmierć „ja”, porzucenie ich poczucia tożsamości, puszczenie ego, które jest oporem samym w sobie. Jeśli, zamiast opierać się uczuciom, poczuliby je w pełni, skończyłaby się ich gra. Byliby wolni. Ich życie stałoby się świadomym przeżywaniem własnej Boskości.
Węzeł emocji i przekonań
Według mnie wszystkie sytuacje w naszym życiu służą przypomnieniu sobie Boskości, którą jesteśmy. Zamiast skupiać się na poszukiwaniu szczęścia w innym miejscu i czasie – czyli OPIERAĆ SIĘ temu, co jest teraz – możemy więc zwrócić uwagę na to, co mamy przed sobą. Dokładnie to, co się dzieje TERAZ, absolutnie nam WYSTARCZY. I nie ma znaczenia, jakie wzbudza w nas to uczucia. Jeśli pozwolimy emocjom być (nie jako historiom przeżywanym w głowie, ale jako uczuciom w ciele), nawet takim emocjom, jak smutek, czy lęk, jeśli pozostaniemy z tymi emocjami, oddychając świadomie i czując je w ciele, to ostatecznie doprowadzą nas one do większej harmonii i ukojenia.
Emocje same w sobie nigdy nie są problemem. One są tylko niewinnymi strumieniami energii, którym dopiero umysł nadaje znaczenie. Innymi słowy: dopiero gdy daną emocję połączymy z przekonaniem, mamy węzeł, który przywiązuje nas do świata 3D. Tego węzła sam umysł nie potrafi rozwiązać, gdyż to właśnie ten węzeł pozwala mu doświadczać świata 3D. To bardzo ciekawy pomysł na to, by uwierzyć w grę i zapomnieć, że się gra.
Świat 3D – loch czy lunapark?
Posłużę się teraz przykładem zdarzenia dotyczącego mojej żony Marii – za jej zgodą oczywiście. W ostatnim tygodniu lipca 2021 r. wprowadziliśmy się na miesięczny pobyt do mieszkanka położonego w podpiwniczeniu prywatnego domu w Gdyni. Większość pierwszej nocy naszego pobytu w tym miejscu Maria nie mogła spać. Obudziła mnie w środku nocy mówiąc, że czuje chłód, wilgoć oraz specyficzny zapach, które wywołują w niej (ku jej zaskoczeniu) wiele nieprzyjemnych doznań, włączając w to objawy fizyczne. Zapytała, czy czuję to samo. Powiedziałem, że nie. Okazało się, że jej doznania były związane z czymś więcej niż tylko warunkami panującymi w mieszkaniu. Mieszkanie stało się jedynie bodźcem, by obudzić pewne wspomnienia zapisane w jej komórkach. Pojawiły się one w postaci wglądu, jakby kiedyś – w jakimś przeszłym życiu – została wtrącona do lochu, a warunki w nim panujące (wilgoć, stęchlizna, izolacja od słońca, powietrza, wolności, itp.) sprawiły, że w silnych negatywnych emocjach podjęła wtedy decyzję, by raczej szybko umrzeć na suchoty zamiast dłużej egzystować w takich warunkach. Dlatego też pierwszą jej reakcją na mieszkanie, w którym nocowała, były nieprzyjemne doznania fizyczne (poczucie bycia chorym, mdłości), pojawienie się negatywnych obrazów i myśli („trupi chłód”, „chorobliwe miejsce”), a następnie pragnienie ucieczki, opuszczenia tego miejsca. Powiedziałem jej, że jeśli chce, możemy następnego dnia przyjrzeć się zmianie miejsca pobytu, ale zasugerowałem też, żeby najpierw zmierzyła się z uczuciami, jakie się w niej pojawiły. Przez pewien czas opierała się czuciu, mówiąc m.in.: „Po co mam to czuć, skoro to jest tak nieprzyjemne i mi szkodzi?”. „<Nieprzyjemne> – to tylko nakładka umysłu” – powiedziałem. I dodałem: „Samo uczucie nie jest nieprzyjemne, o ile pozwalamy je sobie czuć w ciele bez żadnego umysłowego osądu, pozostając po prostu w stanie ciekawości i zadziwienia”. I to właśnie zrobiliśmy. Poprosiłem, żeby oddychała i po prostu była z doznaniami w ciele, nie starając się nic zmienić ani poprawić. Na początku jej umysł się opierał, ale stopniowo opór przed czuciem się zmniejszał, a w miejsce skurczy, napięć i mdłości zaczął pojawiać się spokój. A w ślad za pokojem – zrozumienie: „Cała moja historia jest zapisana w komórkach mego ciała. Ja sama chciałam tamtego doświadczenia w lochu. Wtedy, w innym życiu, wybrałam śmierć, ponieważ przeżywanie tamtego doświadczenia było dla mnie za trudne. I odtąd gdy w późniejszym czasie coś przypominało mi o tamtym doświadczeniu, zawsze wybierałam ucieczkę. Uciekałam byleby tylko nie czuć. A poczucie tego wszystkiego teraz pomogło mi przetransformować tamto doświadczenie w spokój i wolność”.
Dodam jeszcze, że w kolejne noce Maria spała już spokojnie. Było to dla nas jeszcze jednym świadectwem, jak potężnym narzędziem uzdrowienia jest przyzwolenie sobie na nieosądzające czucie emocji w ciele. Gdy robię z ludźmi indywidualne sesje radykalnego wglądu, jest to zawsze istotnym elementem każdej sesji, stwarzającym przestrzeń do głębszej pracy z przekonaniami. W tym przypadku nie pracowaliśmy z przekonaniami, ale już samo rozluźnienie w czuciu było ważną częścią przemiany. Dzięki temu Maria mogła namacalnie doświadczyć, że jej emocje rzeczywiście są neutralne i że nad nią nie panują. Mogliśmy też oboje zobaczyć ponownie, że sytuacje pobudzające w nas czułe struny nie są czymś obiektywnym (moje doświadczenie mieszkania było inne niż Marii) i zewnętrznym (gdy uzdrowienie dokonało się na poziomie komórkowym, sytuacja zewnętrzna też od razu wyglądała inaczej).
Można powiedzieć, że owo wspomnienie lochu, które pojawiło się Marii jako wewnętrzny wgląd, było symbolem podróży duszy do świata 3D. Nasze wejście do świata czasu i przestrzeni z perspektywy duszy jest niezwykle ciekawą przygodą, ponieważ pozwala na świadome sprowadzenie miłości do największej możliwej gęstości.” Dla duszy stęchlizna i wilgoć lochu jest czymś zupełnie neutralnym. Jest jak kolor w kalejdoskopie barw czy jakaś potencjalna wibracja. Dusza jednak nie zna natężenia owej wibracji, dopóki nie dojdzie do wcielenia. Przed wcieleniem możliwość wejścia w świat 3D jest czymś fascynującym; czymś dużo bardziej ekscytującym niż najwspanialsze wesołe miasteczko dla dziecka. W lunaparku świata materii i ludzkich emocji można doświadczyć jeszcze lepszych rzeczy niż gabinet strachu czy roller coaster w zwykłym lunaparku. Dusza bowiem nie tylko wie, że wszystko, czego będzie doświadczać od chwili wcielenia, to swego rodzaju gra czy zabawa. Wie również, że częścią zabawy jest zapomnienie, że to tylko zabawa. Rzuca się więc z entuzjazmem w wir czasu i przestrzeni.
I tutaj – zazwyczaj już w chwili wcielenia – zaczyna się opór i poczucie oddzielenia od duszy lub własnego duchowego pochodzenia. Owo poczucie oddzielenia bierze się z naszego utożsamienia z intelektualnym umysłem i jego narzędziami przejawiania, jakim są emocje, myśli i samo ciało. Nie ma w tym nic złego. To utożsamienie pozwoliło nam na grę. Rzecz w tym, że utknęliśmy w grze, zapomniawszy, że ideą gry nie było wieczne granie, lecz wyjście z gry poprzez miłość do siebie i do wszystkiego, co jest.
Początek i koniec gry
Wróćmy jednak do samego początku gry – przynajmniej na poziomie danego wcielenia. Jak ona się zaczyna? Bardzo prosto – poprzez czysto fizjologiczne reakcje, do których umysł dokłada później osąd i opór. Owe fizjologiczne reakcje pojawiają się na nieświadomym poziomie bardzo wcześnie – w życiu płodowym i tuż po narodzeniu dziecka, jako forma naturalnej odpowiedzi na stres. Noworodek lub niemowlę po prostu broni się przed zalewem przytłaczających je emocji. Robi to przez zatrzymanie oddechu i tworzenie napięć w ciele. Nie wie, że może je czuć i że są one jedynie neutralnymi strumieniami energii, które dusza chciała poczuć. A zatem jego obrona przed zalewem emocji jest czymś zupełnie naturalnym. To fizjologiczna reakcja na kontakt z światem 3D – stres wywołuje reakcję w ciele, a jeśli stres jest bardzo silny lub często się powtarza, to owe odruchowe reakcje w ciele cementują się w postaci utrwalonych napięć i blokad. Trwałe napięcia i blokady w ciele nie są już jednak tylko reakcją fizjologiczną. Ich fundamentem są bowiem nieświadome przekonania. Jeśli wziąć przykład Marii, to choć nie zajmowaliśmy się wtedy docieraniem do owych przekonań, to mogłyby one wyglądać na przykład tak: Życie tutaj jest ciężkie. Sposobem na uwolnienie od ciężkości jest ucieczka. Formą ucieczki może być przyjemność. Jeśli nie ma szansy na przyjemność, to lepiej jest umrzeć. Jakaż była radość Marii, gdy przypomniała sobie, że może zacząć czuć spokój i uwolnienie poprzez nieosądzające czucie w ciele tego, przed czym do tej pory się opierała.
Uświadomienie sobie, że wszyscy chcieliśmy gry w 3D, jest początkiem końca oporu. „Aha, nikt mi tego nie zrobił. Ja sam zaaranżowałem te sytuacje, żeby skontaktować się z pewnymi strumieniami energii. Zrobiłem to tylko po to, by je poczuć. Zamiast czuć, zacząłem się jednak opierać”. Ponowne ich poczucie jest formą wprowadzenia miłości tam, gdzie panował lęk. I właśnie ta miłość, nasza własna miłość, ów lęk rozpuszcza.
Obecna sytuacja świata – trigger naszych oporów
Odniosę się teraz krótko do panującej obecnie sytuacji na świecie. Wydaje się, że koronawirus i to, co z niego zrobiono na poziomie medialnym i psychologicznym, jest dla większości ludzi swego rodzaju „triggerem” czy też bodźcem do spojrzenia na siebie i uświadomienia sobie własnego oporu. Wszyscy dostaliśmy szansę na przyspieszenie swojej przemiany – a co za tym idzie, zakończenie gry – poprzez możliwość głębokiego zmaksymalizowanego kontaktu z własnym oporem. W zeszłym roku podczas lockdownu ludzie zamknięci w domach musieli sobie radzić z byciem sami ze sobą lub ze sobą nawzajem 24 godziny na dobę, podczas gdy do tej pory mogli się bardziej rozpraszać i uciekać od kontaktu. Trzeba było się skonfrontować z własnymi reakcjami na tę sytuację. W większości przypadków wywołało to różnego rodzaju tarcia, a nawet dramaty na płaszczyźnie relacji. Prawda jest jednak taka, że nawet najbardziej dramatyczne reakcje na tę sytuację nie były czymś nowym. One drzemały w ciałach ludzi odgrywających swoją grę w formie napięć i blokad, które teraz po prostu zostały pobudzone.
To samo dzieje się obecnie w związku z masową akcją szczepień ludzi na całym świecie. Zaszczepieni stają przed własnym lękiem i osądem niezaszczepionych. Podobnie niezaszczepieni mają okazję skonfrontować się z własnymi reakcjami: osądem całej sytuacji, w tym mediów i rządów, które ją wywołują, lękiem przed szczepieniami, przed utratą pracy lub trudnościami z podróżowaniem w wypadku niezaszczepienia się, itp. To zadziwiające, jaki lunapark sobie wytworzyliśmy. Sami postawiliśmy się w sytuacji, w której nie możemy już ukrywać tego, co czujemy. Jeśli czujemy opór, to możemy być wdzięczni – opór w nas był zawsze, a teraz tylko wychodzi na wierzch. Rzecz nie jest w tym. Rzecz w tym, co z nim zrobimy: czy będziemy się dalej opierać własnemu oporowi, czy też poczujemy go w ciele i pozwolimy na przemianę? Czy będziemy dalej grać w grę walki, ucieczki lub zamrożenia, czy też zakończymy naszą grę poprzez miłość i całkowite porzucenie osądu? Moc decyzji należy do nas. To my możemy zdecydować, że nie dajemy się nabrać naszemu własnemu umysłowi i nie wierzymy już dłużej naszym przekonaniom, które trzymały nas w „lochu reaktywności”. Możemy oddychać, CZUĆ i patrzeć z zadziwieniem, jak rozsuwa się na naszych oczach zasłona umysłu i odsłania się przed nami Nowy Świat