Puszczenie złudzenia kontroli
Gdy przyglądam się absurdalnym posunięciom władz na całym świecie dotyczącym koronawirusa, całemu sztucznie napędzanemu lękowi przed wyimaginowanym zagrożeniem, które nie istnieje nigdzie indziej, jak tylko w naszych głowach, oraz wszystkim próbom kontrolowania sytuacji poprzez kwarantanny, izolowanie „podejrzanych” i zatrzymywanie pociągów, w których kaszlnęła jedna osoba, a inna na nią doniosła, zadaję sobie pytanie, w jakim sposób to wszystko, co się dzieje, odzwierciedla wciąż jakiś poziom nieświadomości w moim własnym umyśle?
I dzisiaj znalazłem coś głęboko ukrytego w podświadomości. Zrozumiałem, że czasem nawet w moje duchowe nauczanie wkrada się próba zabezpieczenia innych przed niezrozumieniem moich słów poprzez próbę wyjaśnienia im tego, co mam na myśli. Podobnie jest z tłumaczeniami duchowych tekstów, które wykonuję. Chcę, żeby były tak dobre, aby nikogo nie „skrzywdziło” moje nieopatrzne przeinaczenie jakiegoś słowa z języka angielskiego na polski. Mogłoby się wydawać, że moja motywacja jest dobra, ale gdy spojrzałem szczerze w głąb siebie, zobaczyłem, że wcale nie czuje się z tym dobrze. Robiąc to, nie czuję się w pełni wolny, ponieważ próbuję kontrolować rezultat swojej pracy. Próbuję się upewnić, że inni odbiorą ją tak, jak chcę, żeby ją odebrali. Czy to jest w ogóle możliwe? Absolutnie nie. Nie mam żadnej kontroli nad tym, jak ktoś zrozumie to, co mówię. A jednak jakże często w swoim życiu trzymałem się złudzenia kontroli! Czy nie dokładnie tym samym jest to, co świat próbuje zrobić z rzekomym zagrożeniem epidemią? Ludzkie ego resztkami sił trzyma się złudzenia kontroli.
Najśmieszniejsze jest to, że im bardziej ego próbuje kontrolować zagrożenie, tym jego poczucie zagrożenia rośnie. Można wręcz powiedzieć, że kontrola jest tym, samym, co lęk. Im więcej kontroli, tym więcej lęku. Im bardziej bronimy się przed wirusem, czy jakimkolwiek innym rzekomym zagrożeniem, tym bardziej je przyciągamy. Co więcej, paraliżujemy swój własny kreatywny potencjał w innych dziedzinach życia, gdyż nasza uwaga jest skupiona na lęku. Widać to już na przykładzie działań władz lokalnych w wielu miastach Polski, które odwołują imprezy, targi i inne przedsięwzięcia, w których biorą udział duże skupiska ludzi, z obawy przed rozprzestrzenieniem się wirusa.
Co możemy zrobić z tym szaleństwem? Powiem o dwóch rzeczach, które robię sam ze sobą: dotarcie do rdzenia problemu w sobie samym oraz zaoferowanie rozwiązania własnym przykładem i postawą.
Do rdzenia problemu
W dotarciu do rdzenia problemu może pomóc szczere zapytanie się samego siebie: czy jest jakieś miejsce we mnie, w którym ja sam przyczyniam się do rosnącego wokół szaleństwa? Zamiast obwiniać innych o kontrolę i trzymanie się lęku, możemy zapytać sami siebie: gdzie ja w swoim życiu nadal próbuję działać z poziomu kontrolującego umysłu?
Odpowiedź na to pytanie to dopiero początek. Kolejnym krokiem jest uświadomienie sobie, dlaczego to robię? Opowiem o tym na swoim przykładzie: Zapytałem się, dlaczego boję się popełnić błąd, dlaczego nie ufam, że świat się nie zawali, nawet jeśli moje tłumaczenie tekstów z angielskiego na polski lub wyjaśnienie jakiegoś tematu w duchowych nauczaniu, nie będzie idealne? Dlaczego czuję się odpowiedzialny za to, żeby inni nie popełnili błędu? Odpowiedź przyszła z druzgocącą wyrazistością: nadal jakaś część mnie boi się oceny.
Nie zatrzymałem się na tym. Zapytałem się w swoim wnętrzu: Dlaczego boję się oceny? I choć nie jest łatwo się do tego przyznać, to wolę być szczerym niż ukrywać w sobie jakąś resztkę nieświadomości. Oto więc, jaka przyszła odpowiedź: Nie będę kochany.
Wewnętrzny obserwator we mnie nie ustępował: Co myślę, że się stanie, jak nie będę kochany? Odpowiedź: Nie będę nic wart. I tak oto dotarłem do rdzenia problemu: brak pełnego poczucia własnej wartości sprawiał, że nadal podświadomie próbowałem budować własną wartość i pozyskiwać miłość innych poprzez próbę bycia doskonałym.
Zobaczywszy fałszywość tego przekonania, zbudowanego prawdopodobnie we wczesnym dzieciństwie, zapytałem sam siebie: Jakbym się czuł, myśląc odwrotnie niż myśli ego? Jakbym się czuł, gdyby zamiast myśleć, że muszę być doskonały, żeby być kochany, myślał o sobie tak: Jest w porządku być niedoskonałym. Jest w porządku popełnić błąd. Jestem kochany bez względu na to, co robię i mówię. Miłość jest esencją mego istnienia. Od razu poczułem ulgę i spokój.
Miłość jedynym lekarstwem
Próba kontrolowania innych jest zawsze jakimś wyrazem niskiego poczucia własnej wartości i braku miłości do siebie. Właśnie dlatego rządy państw na całym świecie zaczynają stosować coraz bardziej rygorystyczne formy kontroli w walce z koronawirusem i dlatego ludzie tak łatwo poddają się retoryce strachu. U źródła problemu jest brak miłości do siebie samych. A tam, gdzie nie ma miłości, tam jest lęk. Tam zaś, gdzie jest lęk i stres, tam również obniża się odporność organizmu ludzkiego. Paradoksalnie więc próba narzucenia kontroli i walka z wirusem wcale ludzi przed wirusem nie chroni, ale jeszcze bardziej czyni ich podatnymi na zachorowanie.
Czy zamiast napędzać spiralę strachu poświęcaniem uwagi symptomom zechcemy spojrzeć na przyczynę problemu i ją uzdrowić? Przyczyną problemu nie jest koronawirus ani żadna inna choroba. Przyczyną jest nasza własna nieświadomość wypływająca z lęku. Co jest więc rozwiązaniem? Rozwiązaniem dla nieświadomości jest świadomość. Rozwiązaniem na brak miłości jest miłość.
Czy zechcemy więc sami sobie zaofiarować miłość zamiast strachu? Czy zechcemy być na tyle świadomi, żeby nie podtrzymywać gry w lęk w sobie samych i zachować spokój w obliczu panującego wokół szaleństwa? Jeśli tak, to wpierw odnajdźmy w sobie pokój, a następnie oferujmy go tym, którzy jeszcze się boją. Poprzez swoją postawę oraz częstotliwość wibracji, bądźmy rozwiązaniem w samym środku problemu. Bądźmy światłem, które rozprasza mrok. No i oczywiście puśćmy własną kontrolę, której i tak nigdy nie mieliśmy.
Jednym z przejawów kontroli jest próba zachowania istniejącego status quo. Ale na to jest już za późno. Nie da się zatrzymać przebudzenia świadomości i nowej energii, która transformuje świat. I dlatego ego tak bardzo się boi, ponieważ świat lęku się kończy. I oczywiście im bliżej końca, tym ego mocniej tupie i krzyczy. Nie dajmy się na to nabrać. Trwajmy w swojej pewności, że nie ma się czego bać. I pamiętamy, że nasza rzeczywistość nie jest ograniczona do ciała. Naszą rzeczywistością jest nieskończony Duch, który przenika wszystko, również ciała. Nie musimy więc bronić naszych ciał. Nie musimy bronić niczego. I właśnie poprzez rezygnację z obrony doświadczymy nietykalności i mocy, która już w nas jest. Przypomnimy sobie miłość, która jest wieczna i niezmienna, a lęk jej nie przemoże.